|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Science » Science and Religion
Przypadki księdza H. Author of this text: Jerzy Neuhoff
W
swoim wykładzie wygłoszonym 22 stycznia 2009 r., z okazji przyznania mu
doktoratu honoris causa UKSW, ks. prof. Michał Heller powiedział: (cyt. za
Konieczność i przypadek w ewolucji
wszechświata):
Z jednej strony usiłuje się ewolucję zredukować do czystej gry przypadków, z drugiej strony — często w imię
interpretacji
religijnych — stara się uzupełnić
naukową teorię ewolucji o elementy „inteligentnego projektu".
Te dwie
postawy uznał za godne pożałowania nieporozumienie, polegające 'na
niezrozumieniu roli przypadku w strukturze i ewolucji Wszechświata', będące
także wyrazem przyjęcia przez ich nosicieli określonych postaw
ideologicznych, a tym samym nienaukowych.
Cała
dalsza treść wykładu poświęcona została pojęciu 'przypadku', a ilustracjami do poszczególnych tez były prawa fizyki, zarówno działające w skali makro, czyli całego Wszechświata, jak i działające w skali mikro,
czyli na poziomie elementarnych cząstek materii. Dopiero w ostatnim akapicie
swego wykładu, czyli w „Przesłaniu", Autor wraca do swej pierwszej myśli.
Aby uniknąć zarzutu o manipulację zacytuję ten fragment w całości:
Jakie więc jest filozoficzne i teologiczne przesłanie tych rozważań? Przesłanie
to mieści się we wniosku, że
przypadek nie jest jakąś destrukcyjną siłą, która niszczy, lub
przynajmniej narusza, strukturę
Wszechświata zakodowaną w prawach przyrody.
Jak widzieliśmy, jest wręcz
przeciwnie: przypadek stanowi nieusuwalny element struktury Wszechświata.
Jeżeli przyjmiemy
stanowisko,
że matematyczna struktura
Wszechświata
jest urzeczywistnieniem
Stwórczego Zamysłu Boga (the
Mind of God, jak mawiał Einstein), to konsekwentnie należy uznać, że
przypadki stanowią istotny element tego Zamysłu. Ideologia przeciwstawiająca
Bogu przypadek (który niszczy lub narusza Boży plan), jest w gruncie rzeczy
współczesną wersją
manicheizmu, herezji z pierwszych wieków Chrześcijaństwa,
która w materii dopatrywała się
zasady zła i siły przeciwstawiającej się Bogu. Do takich ideologii należy
zaliczyć rozpowszechnioną dziś koncepcję, znaną pod nazwą
„Inteligentnego Projektu" (Intelligent
Design). Jej zwolennicy usiłują
usunąć,
lub przynajmniej zminimalizować,
rolę przypadku w biologicznej i kosmologicznej ewolucji i czynią to często z pobudek (jawnie lub w sposób zawoalowany) religijnych. Ideologia ta nie tylko
wskrzesza dawne teologiczne błędy manicheizmu, ale jest również sprzeczna z naukowym rozumieniem Wszechświata. Matematyka i jej zastosowania do fizyki są
najprawdopodobniej jedynymi dziedzinami, w których potrafimy wyjść poza
ograniczenia naszych intuicji i stopniowo odsłaniać warstwy tego, co można by
nazwać Logosem Wszechświata.
Tyle
cytatów. Na marginesie dodam, że nazwisko Einsteina w tekście pojawia się pięć
razy, inne, Laplace, Planck i Markow występują tylko raz.
Wydaje
mi się, że pierwsze z zacytowanych zdań zawiera dwie nieścisłości. Jeżeli
ktoś usiłuje zredukować ewolucję do 'czystej gry przypadków', to tym
kimś są właśnie kreacjoniści. Czynią to z upodobaniem i uporem, mimo, że
każdy ewolucjonista wie, iż w biologii za zmienność
odpowiadają przypadkowe mutacje zaś za jej wynik nieprzypadkowy dobór
naturalny.
Trzeba by także jeszcze wyjaśnić, a właściwie to po raz któryś
już przypomnieć, że te 'przypadkowe' mutacje, to nie są jakieś zupełnie
nieprawdopodobne przypadki, rzadsze niż wygrana w Totolotka, pojawiające się
nie wiadomo skąd i po co, ale skutek działania np. rozlicznych czynników środowiskowych. I choć mutacje
mogą być przypadkowe, to dobór naturalny w żadnym stopniu nie jest
przypadkowy. Trzeba to nieustannie przypominać, ponieważ o tym zapominają zarówno
recenzenci książek profesora Hellera jak i on sam. Nie będę jednak nad tym
się dłużej zatrzymywać, ponieważ zawodowi biolodzy zrobili to tylokrotnie i wystarczająco szczegółowo, bym musiał powtarzać ich wyjaśnienia. Uważam
więc, że tymi piętnowanymi redukcjonistami, utożsamiającymi ewolucję z
'czystą grą przypadków' są wyłącznie kreacjoniści.
Ale,
wg Autora wykładu, to kreacjoniści, w trosce o naukową poprawność
prezentowanej przez biologów teorii ewolucji, starają się ją 'uzupełnić', a czynią to 'często' w imię interpretacji religijnych.
Dotąd
odnosiłem wrażenie, że kreacjoniści zawsze czynią to w imię interpretacji
religijnych, mając na podorędziu odpowiednie 'święte' księgi, zaś
wszelkie ustalenia uczonych nie mają dla nich żadnego znaczenia.
Jeżeli
rozbieżność np. między wynikami obliczeń Lightfooda, Lutra, Ushera i kilku
innych, sytuujących powstanie świat gdzieś w pobliżu roku 4000 przed naszą
erą, czyli około 6000 lat temu, a obliczeniami astronomów twierdzących, że
działo się to jakieś 13 miliardów lat temu, ma być tylko wynikiem 'niezrozumienia
roli przypadku w strukturze i ewolucji Wszechświata', to dobrze byłoby wyjaśnić,
kto i czego nie rozumie. A nie jest to jedyna rozbieżność.
Paleontolodzy
cieszą się z każdego znalezionego kawałka kości i na pewno byliby szczęśliwi,
gdyby udało się uzupełnić niektóre z posiadanych szkieletów, ale w tej
sprawie nie mogą liczyć na pomoc kreacjonistów. Uzupełnianie teorii ewolucji
zupełnie nie mieści się im w głowach i tego akurat czynić nie zamierzają.
Że
przypadek często bywa siłą destrukcyjną, to fakt, ale takie stwierdzenie ma
sens tylko dla pojedynczego człowieka, czasem dla jakiejś grupy. Ot, ktoś idący
po nieoczyszczonym chodniku, skręcił nogę i zamiast do pracy trafił do
gipsowni, ku niezadowoleniu szefa, utrapieniu NFOZu i irytacji dozorcy, na którym
skupił się wszystkie pretensje poszkodowanego i Straży Miejskiej. Natomiast
żaden wybuch nieobliczalnej supernowej, złamanie się drzewa pod naporem śniegu,
rozdeptanie nieostrożnej biedronki, czy wyrwanie się atomu radonu z betonowej
ściany budynku, nie niszczą ani nie naruszają struktury
Wszechświata, lecz dzieją się w pełnej zgodzie z prawami przyrody.
Wybuch supernowej, upadek asteroidy na Ziemię czy Jowisza, trzęsienie ziemi,
epidemia grypy i wszystko inne, jest szkodliwe lub niepożądane tylko z punktu
widzenia człowieka, ale są to tylko kolejne etapy w trwających od miliardów
lat procesach przemiany energii i cyrkulacji materii.
Tak
więc wnioski, że 'element przypadkowości
jest nieliniowo wkomponowany w dynamiczną architekturę całości' oraz że, 'przypadki
nie są wyłomem w matematycznym porządku Wszechświata, same mają charakter
matematyczny i, jako takie, są istotnym aspektem „matematyczności świata".',
nie są specjalnie wielkimi odkryciami. Nie wydają mi się one także jakimś
szerszym spojrzeniem, jak to określa recenzent książki Filozofia przypadku; są to raczej stwierdzenie zdroworozsądkowe.
Ale
trudno coś uznać za zdroworozsądkowe lub oczywiste skoro ksiądz zajmuje się
racjonalnością przyrody, ale przez duże
„R", a taki np. Dawkins tylko przez małe "r", o czym skromnie sam
wspomniał w rozmowie zrelacjonowanej w „Tygodniku Powszechnym" .
Mimo tego zapewnienia, mam jednak wrażenie, że popularność obu panów w Polsce jest zbliżona, jak jest w Wielkiej Brytanii, nie wiem.
Księdzu
Michałowi Hellerowi mocno doskwierają wysiłki wszelkiej maści kreacjonistów,
którzy robią co mogą, aby ośmieszyć wyznawaną przez nich religię,
formalnie rzecz biorąc, często tę samą, którą i on wyznaje. Dlatego, kiedy
ma tylko po temu okazję, wskazuje na jałowość ich usiłowań, uznając je za
fundamentalistyczne próby tworzenia pseudonaukowych koncepcji. Zauważa, że
sama myśl, iż stworzony przez nieskończoną mądrość Wszechświat miałby
zawierać jakieś niedoróbki, które trzeba usuwać w trakcie jego istnienia,
dyskwalifikuje zwolenników 'inteligentnego projektu', a samo sformułowanie
„Inteligentny Projekt" za skompromitowane, przynajmniej w jego oczach. Ale o tym szerzej w wymienionej parę linijek wyżej książce. Czy przeczytają ją
choćby nasi kreacjoniści, tego nie wiem.
Ksiądz
Heller z upodobaniem, niemal w każdym z licznych wywiadów, przywołuje osobę
Einsteina i jego marzenie o tym, aby poznać 'the mind of God', czyli
wszystkie prawa fizyki. Trudno się oprzeć wrażeniu, że nie czyni tego wyłącznie z podziwu dla tego fizyka. A powód ten można odczytać choćby z niedawnego
wywiadu, zamieszczonego w „Newsweeku", w którym także zauważa, że być może
łączy go Richardem Dawkinsem walka z kiepską ideą Boga. Nie wiem co by na to
powiedział Dawkins, ale z panteizmem Einsteina wiara księdza Hellera chyba ma
sporo wspólnego.
Jest
jeszcze jedna, moim zdaniem, przyczyna tego uporczywego przywoływania
Einsteina. Nazwisko to jest na tyle obecne w umysłach niemal wszystkich ludzi,
że jego przywołanie i to przez księdza, na dodatek profesora, zostanie
przychylnie przyjęte i poczytane za dowód religijności fizyka. Jest to więc
sposób wywoływania przynajmniej wrażenia, że sprzeczności między nauką a religią są pozorne, a za ich powstawanie odpowiedzialni są 'fanatyczni ateiści'.
Nagroda Templetona przecież zobowiązuje.
Zacząłem
swoją wypowiedź od przypadków, więc może, na zakończenie, jakoś przybliżyć
ten fenomen. W tym celu posłużę się propozycją definicji, podaną przez
prof. Mariana Grabowskiego: jest to
zdarzenie, które ma duże prawdopodobieństwo, a mimo to nie zachodzi; bądź
zdarzenie, które ma małe prawdopodobieństwo i zachodzi.
Chwila
namysłu wskaże nam, że w swoim życiu, każdy z takim zbiegiem okoliczności
się zetknął, definicja trzyma się więc jego realiów.
« Science and Religion (Published: 02-02-2013 )
All rights reserved. Copyrights belongs to author and/or Racjonalista.pl portal. No part of the content may be copied, reproducted nor use in any form without copyright holder's consent. Any breach of these rights is subject to Polish and international law.page 8711 |
|